Na wyprawę do Norwegii wybraliśmy się w maju 2015. Plan wyprawy był już planowany z końcem 2014 roku. Początkowo miało jechać nas sześciu. Niestety niektórym łowczym wypadły pewne rzeczy i na wyprawę do Dolmoy wybraliśmy się we czterech – Tadzio, Jurek, Jacek i Ja. Podróż do celu jest dosyć męcząca. Wyjechaliśmy w piątek 1 maja o drugiej w nocy. Najpierw przejechaliśmy całą Polskę do granicy Niemieckiej, potem przez skrawek Niemiec do portu w Sassnitz. Prom wystartował po 15.00 i po 20.00 byliśmy już w Szwecji w Treleborgu. Teraz zostało jedyne 1300km przez Szwecję i Norwegię. Docieramy do bazy w Gjestebrygge w sobotę około godziny 14:00. Szybko się rozpakowujemy, wiążemy sprzęt i z niecierpliwością wypływamy łodzią z 100 konnym silnikiem i kabiną na pokładzie. Płyniemy na miejsca, gdzie dwa lata temu chłopaki mieli niezłe efekty. Miejscówka okazała się trafna. Łapiemy po kilka dorszy. Przeważnie takie od 1,5 kg do 3,5 kg. Także wieczorna kolacja ze świeżym dorszem zapewniona. Następne dni pływamy w różne miejsca i na różnych głębokościach. Na głębokiej wodzie ryby nie biorą i ciężko jest cos złowić. Na płytszych wodach 15-25m, czy w pobliżu skał trafiają się dorsze, pojedyncze rdzawce, czy żabnice. Na głębszych wodach 25-40m trafiają się większe okazy dorszy i molwy. Nie było takiego dnia, aby spłynąć do portu na pusto, były wyniki raz lesze raz gorsze. Inni wędkarze z naszego portu – ekipy niemieckie , czy czeskie mają słabe wyniki. Mają pojedyncze dorsze, czy brosmy. Jednego dnia byli tak zdesperowani, że nałowili skrzynkę małych czarniaków. Pogoda nam dopisywała. Był nieduży wiatr, mało padało. Tylko ostatniego dnia zerwał się wiatr i nie mogliśmy normalnie łowić, to spłynęliśmy do bazy, a w porcie została wywieszona czarna flaga. Flaga ta informuje, że nie można wypływać z portu ze względu na bardzo duży wiatr i falę. Jednego dnia było bardzo słonecznie i była flauta na wodzie. Widzieliśmy wtedy jak mewy atakują małe czarniaczki 30-40cm, które intensywnie żerowały w pobliżu górek. Podpłynęliśmy bliżej, aby zobaczyć dokładniej co tam się dzieje. Po napłynięciu na to miejsce zarówno na echosondzie, jak i oczom ukazały się nam miliony czarniaków. Do tych czarniaków z głębszych partii wody wychodziły dorsze. Widok takich 3-5 kilowych dorszy pływających z ławicą czarniaków – bezcenny. Poniżej ławicy, z dna udało się złowić kilka bardzo ładnych dorszy. W czasie wyprawy najwięcej trafiliśmy dorszy takich od 2 do 4 kg. Trafił się też jeden rodzynek 6kg. Wyprawa w pełni udana. Pogoda, ryby, towarzystwo w pełni dopisało. Być może kolejna wyprawa do Norwegii będzie w większym gronie i może dalej na północ.