Skip to content

Siemianówka 2010

Sezon na Siemianówce dla mnie zaczyna się z dniem 1 maja. Są moczykije, którzy „ganiają” okazałe karasie we wcześniejszych miesiącach na płyciznach. Jednak ja do nich nie należę. Dla mnie zbiornik Siemianówka to woda położona blisko Białegostoku umożliwiająca odpoczynek z drapieżnikami typu: szczupak, okoń, sum. Kilka lat wstecz łowiłem też białą rybę. Trafiały się karasie, jazie do 1,5 kg, liny do 2,5kg okazałe płocie i leszczyki. Niestety przez „n” lat nie złowiłem większego leszczyka jak 1,2kg. Mimo iż łowiłem takie w latach 90 jak i pod koniec pierwszej dekady XXI. Chyba płytki klimat im nie sprzyja, albo duże sumy i szczupaki w nich gustują . Trafiały się również karpie takie od 4 do 11kg. Ale to już przeszłość. Teraz można tam polowić fajnie okonie i szczupaki.

11 maja wraz z Maćkiem i Wilkiem wybraliśmy się pospiningować nad Siemionkę. Żeby nie było „złowiona rybę rozdzieliliśmy już samochodzie” - tzn. ustalaliśmy jakie ryby zabieramy, a jakie wypuszczamy. Przeważnie po takim rytuale cały dzień obfituje w zero brań. Nie ma jednak to jak zacząć dzień od dobrego żartu. Jesteśmy nad wodą 6:30. Składamy zabawki szczupakowe. Ja i Wilk złożyliśmy dodatkowo wklejanki z paprochami - jakby trafił się okoń. Jednak naszym głównym celem są „kaczodzioby” – szczupaki. Wypływamy z portu koło 7. Pierwsze kotwiczenie i różnorakie przynęty lecą do wody. Łowimy z rzutu. Po 10 minutach Wilk czuje puknięcie w 7 cm riperka i zacina fajnego okonia w granicach 25cm. Po spojrzeniu mu głęboko w oczy wypuszcza pasiastego. Przecież naszym celem wyprawy są dziś zębate 🙂 Kotwiczymy w drugim miejscu i powtarzamy rytuał. Maciej ma branie na 8,5cm gumie. Jednak nie zacina. Wrzuca ponownie w to samo miejsce. Poprawka i siedzi. ładny okoń w granicach 30 cm ląduje w łódce. Po chwili zmieniamy z Wilkiem kaliber na mniejsze paprochy. Maciej dalej łowi na plecionkę z przyponem – przecież naszym celem są szczupaki 🙂 Po chwili ma znów branie i wyciąga podobnego okonia. Najwyraźniej ani plecionka ani przypon im nie przeszkadza. W końcu Wilko zacina okonia jednak jest on troszkę mniejszy w granicach 25 cm. U mnie na razie cisza. Maciej ma co chwilę brania – jednak co drugie czy trzecie udaje się zaciąć. Zacięte okonie są większe, niż te które decydują się na paprocha. Po kilku rzutach i ja wyciągam takiego 25cm, a w tym czasie Wilko dwa lub trzy. Stwierdzając iż okonie są głodne postanowiłem poeksperymentować trochę z przynętami. Poleciała obrotówka 3 w kropki. Są brania. Zmieniam na riperka 7 cm i również. Najwyraźniej dzisiejszego dnia okonie „wciągały” wszystko co popadnie. Nawet po założeniu algi 1 miałem brania – jednak nie mogłem ich zaciąć. Udało się nam złowić może 12-15 okoni. Brania trochę ustały. Postanowiliśmy zmienić lokalizację. Łowiliśmy w przybrzeżnym pasie, odległym niedaleko od trzcin. Co kotwicznie mieliśmy kilka fajnych okoni. W końcu Maciej zacina coś większego. Jest zębaty. Jednak po krótkiej walce odległość oczu od ogona mówi nam, że nie ma wymiaru 🙂 Wraca do wody obudzić babcię. Tego dnia pływaliśmy na płytszej wodzie i co raz były brania okoni. Jeszcze ja miałem jednego zębatego ale był również niewymiarowy. Wracając do portu zatrzymaliśmy się w miejscu gdzie z rana ładnie brały okonie. Riperki idą pod wodę i jest. Mam fajnego okonia. Kolejny rzut i kolejny jedzie. I tak przez 6-7 kolejnych przeprowadzeń wyjąłem tyle samo okoni. Maciej i Wilko w tym czasie mieli po jednym czy dwóch braniach – jednak niezaciętych. Zdenerwowany Wilko zmienia kaliber na mniejszy i atakuje wodę paprochem. U mnie studnia, a u Wilka branie za braniem na „pomarańczowo-różowego” killera. Wilk sam nie dał rady stwierdzić jaki ma kolor przynęty :D. Maciej twardo bombarduje okoniowie miejsce dużym ripperem z przyponem – przecież naszym celem są …. 🙂 Przez kolejne 30 minut Wilko wyciągnął sporo fajnych okoni. My z Maciejem po kilka sztuk. Koło 16:30 brania ustały i spełnieni spłynęliśmy do portu. I tak się zakończył poranek i dzień pierwszy.

Po dwóch tygodniach od tej wyprawy wyruszyliśmy z Maćkiem, aby sprawdzić czy okonie dalej przebywają w tamtych miejscówkach. Faktycznie okonie były tam gdzie wcześniej. Jednak albo nie żerowały, albo coś im nie pasowało. Brania były ale bardziej delikatne i rzadsze. Przy drugim kotwiczeniu zacinam na paproszka zębatego. Mówię do Macieja – „w końcu fajny okoń”. Po krótkiej walce wiem, że na drugim końcu to nie pasiasty. Wklejanka bardzo ładnie się gnie, a żyłka 0,14 „świszczy” . Zębaty ląduje w łódce. Oczy dalej odsunięte od ogona i ma wymiar 🙂 Po krótkich oględzinach z Maćkiem postanawiamy popłynąć na płyciznę na mały zbiornik. W międzyczasie jemy śniadanie i pijemy ciepłą herbatę – kierowca , a ja chłodnego browarka. Docieramy po 35 minutach na mały zbiornik licząc na majowe szczupaki. Pierwsze kotwiczenie informuje nas iż poziom wody jest naprawdę mały. Zmieniamy przynęty na lżejsze – wagowo, nie objętościowo. Lecą do wody i cisza. Dwa kolejne kotwiczenia i cisza. Jest godzina 10:00 - Maciej dostaje telefon służbowy i musimy wracać do Białego. Tym razem szczupakom się upiecze. Następnym razem już im nie odpuścimy. W końcu do trzech razy sztuka 🙂

Po tygodniu dzwoni do mnie Siwy. Słysząc o połowach okoni na Siemianówce koniecznie chce się tam wybrać. Namawia mnie i siódmego czerwca wyruszamy z nastawieniem oczywiście na okonie. W końcu okonie to Siwego „konik”. Jesteśmy nad wodą koło 7:00 montujemy wklejanki, a Siwy dodatkowo kaliber na szczupłego. Jednak naszym głównym celem są okonie. Kotwiczymy w miejscu gdzie trzy tygodnie temu łowiliśmy fajne okonie. Podajemy paprochy i nic. Kolejne kotwiczenie i nic. Przesuwamy się na trochę głębszą wodę i nic. Okoni ni widu ni słychu. Ja zacinam na paproszka niewymiarowego szczupaczka – po krótkim holu idzie po „babcie”. Widząc wyraźny brak zainteresowania ze strony okoni zmieniam przynętę na 7 cm riperek. Siwy w tym czasie cały czas łowi swoim uniwersalnym szczupakowo-okoniowym 5 cm riperkiem :). Stajemy z drugiej strony cypla i „macamy okonie” jednak ich tu nie ma. U mnie na wklejance melduje się zębaty. Ma w granicach 55 cm Zostaje podebrany ręką. Przy próbie odhaczenia przebija mi hakiem kciuk. Ból jest nie do zniesienia. Krótka operacja dokonana przez Siwego i mogę się cieszyć krwawiącym, bolącym kciukiem. Zębaty ląduje na agrafce. Zmieniamy miejsce i po chwili u mnie ponownie melduje się zębaty – niestety rozmiarami przypomina bardziej przynętę niż drapieżnika 🙂 Kolejne kotwiczenie i Siwy na swojego uniwersalnego ripera wyciąga małego śledzika. Stajemy bliżej trzcin Siwy wyciąga extra broń na oknie. Jest to twisterek troszkę większy od agrafki. Ostry zamach i przynęta ląduje 3m od burty łodzi. Zejście do dna i jest branie. Okoń - jednak niezbyt okazałych rozmiarów. Kolejne rzuty nic nie przynoszą. Płyniemy w kolejne miejsca okoniowe w kierunku mostu. Stajemy niedaleko wyspy. Pierwsze kotwiczenie, drugi rzut na 7 cm riperka i siedzi. Mówię do Siwego - mam. On pyta : okoń ??. Nie, to zębaty, ale pokaźniejszych rozmiarów. Siwy jest pod wrażeniem wklejanki o ciężarze wyrzutowym do 8 gram wygiętej w pałąk. żyłka 0,14 ucieka z kołowrotka. Kołowrotek ładnie oddaje żyłkę. Udaje mi się przytrzymać odejćcie zębatego. Po kilku odjazdach wychodzi na powierzchni?. W tym dniu nie mieliśmy podbieraka. Mieliśmy tylko siatkę na okonie. W końcu celem naszej wyprawy były – okonie 🙂 Siwy podbiera zębatego w siatkę. Śmiesznie to wygląda, ale jest. Zębaty 66 cm ląduje w łódce.

Tego dnia sprawdziliśmy jeszcze kilka okoniowych miejsc. Jednak o okoniach, ani widu ani słychu.

Tego dnia sprawdziliśmy jeszcze kilka okoniowych miejsc. Jednak o okoniach, ani widu ani słychu.

Kolejna wyprawa na zębate miała miejsce wczesną jesienią. Namawiał mnie kolega chyba ze dwa dni. W końcu zebraliśmy się i pojechaliśmy. Łowiliśmy z rzutu wzdłuż brzegu od portu, aż do dużej wyspy. Co raz kotwiczyliśmy, niestety pustka i cisza. Do godziny 11:30 nie mieliśmy ładnego brania. Emocje opadły, chęci odeszły. Namawiam kolegę aby popłynąć na płytszą partię wody na mały zbiornik. Po godzinie 12 jesteśmy na miejscu. Pierwsze kotwiczenie. Rzut 10cm ripera i siedzi. Niestety niewymiarowy. Ale coś się dzieje. Po kilku rzutach jest kolejny. Tym razem taki w granicach 55cm. Jednak przy próbie podebrania siatka się zawinęła w podbieraku i niefortunnie zębaty się odczepia. Hmmm zaciskam zęby – poszedł. Trudno – będzie następny. Tłumaczę koledze jak mniej więcej prowadzić przynętę. Jednak szczupaki jakoś omijają jego przynety. Kolejne kotwiczenie i siedzi. 56 cm ląduje w podbieraku. Po trzech kolejnych rzutach siedzi u mnie następny – tym razem jest większy. Solidny zestaw z plecionką nie dają szans zębatemu. Po chwili ląduje w podbieraku. Miarka wskazuje spasione 70cm które wagowo oscyluje kolo 3 kg. W końcu kolega ma branie. Zacina, krótkie przytrzymanie i zszedł. Nie wiadomo dlaczego. Także „ktokolwiek widział, wie ..” Zmieniamy miejsce i po czwartym rzucie siedzi u mnie kolejny. Tym razem miarka wskazuje 62 cm.

O 13:30 brania ustają. Przez półtora godziny ja miałem 6 brań, kolega jedno. Do końca dnia była już tylko cisza.

O 13:30 brania ustają. Przez półtora godziny ja miałem 6 brań, kolega jedno. Do końca dnia była już tylko cisza.

Na zakończenie sezonu mamy informację, iż w porcie zgromadziła się „stynka”, a jej ilością zarządzają okonie. Postanawiamy z Maćkiem to sprawdzić. Wyruszamy 11 listopada nad wodę. Z racji, iż nie mamy zezwoleń na trolingowanie wykupiliśmy zezwolenia jednodniowe. Jak nie będzie brać okoń to potrolingujemy. Ludzi w porcie jak na pielgrzymce. Łowią z betonu jak i z łódek. Ciężko się przecisnąć w celu wypłynięcia łódką z portu. Jednak powalających efektów za bardzo nie widać. Ustalamy z Maciejem, iż będziemy trolingować wzdłuż tamy z małymi woblerami w celu znalezienia „gniazda” okoni. Ja założyłem małego horneta, Maciek coś większego. Po przepłynięciu całej szerokości wzdłuż tamy cisza. Maciej gasi silnik i zabieramy się za kotwiczenie. Zwijam woblerka i jest uderzenie. Oznajmiam Maćkowi, iż mam ładnego okonia. On się śmieje i mówi to nie okoń tak Ci wygina wędkę hehe. Miał rację po krótkiej walce zębaty ląduje w łódce. Miarka wskazuje 62cm. Maćka ogarnia zdziwienie, gdy próbuje wyciągnąć woblerka z „ust” zębatego. Zastanawia się jak na głębokości 4-5 m można na 4cm horneta, który nurkuje góra na 1,5m złowić takiego zębatego. A można 😀 Wyrzucamy kotwice i wklejanki idą w ruch. Okonie słabo żerują. Ale co kilka rzutów Maciej ma brania i wyciąga takie 25 cm pasiaste. Po godzinie łowienia Maciej wyciągnął z 8 okoni, ja jednego i jeden mi zrzedł w czasie holu. Jednak po chwili mam fajne branie. Zacięcie i jedzie. Jednak to nie okoń. Zębaty 54 cm melduje się w łódce zawieszony na małym paprochu 🙂 . Okonie przestały brać. Decydujemy z Maćkiem, iż zrobimy rundkę trolingową, a wiąc do wyspy i z powrotem do tamy. Zmieniamy wędki na gruby kaliber i wrzucamy duże trolingowe woblery za łódź. Dopływamy do wyspy i ani brania. Ludzi trolingujacych trochę jest. Płynąc od wyspy w kierunku tamy mam przytrzymanie. Mocna wędka o ciężarze wyrzutu do 50g wygięła się w pałąk. Hmmm – chyba zaczep 🙂 tak sobie myęlę. Jednak po chwili Maciej wyłącza silnik i czuje jak pulsuje ciężar na końcu plecionki. Jest i to fajny -mówię do Maćka. Szczupak bardzo ładnie walczy, robi kilka odjazdów. Po 2-3 minutach pojawił się na powierzchni. Fajny 🙂 Jeszcze dwa odjazdy i jest w podbieraku. Miarka wskazuje równe 80 cm, a na miarce wagi równe 4kg.

Szybka sesja i też do wody. I tak się zakończył poranek i ostatni dzień sezonu 2010 na Siemianówce.