Pierwszy wyjazd na poważne łowy zimowo - podlodowe został wcielony w życie 29 grudnia 2012. Wybór łowiska padł na jedno z jezior z Pojezierza Ełckiego. Z tego powodu, iż wyjazd był dwudniowy nie było, aż takiego parcia, aby gnać z samego rana na jeziorko. Na miejscu byliśmy po godzinie ósmej. Wyruszyliśmy na jedno z miejsc, gdzie trafiały się rybki w paski. Po wywierceniu po kilka dziurek podlodowych zabraliśmy się za montowanie wędeczek. Ja wywierciłem trzy otworki na przedłużeniu cypelka. A dlaczego piszę, że trzy. Ano dlatego, że do trzeciej dziury nawet nie udało mi się dotrzeć. Pierwsze wpuszczenie i buch! Siedzi taki jegomość ponad dwadzieścia centymetrów. Drugie wpuszczenie branie i jedzie taki osobnik z 25 cm. Z pierwszej dziury udało się wyciągnąć ponad 10 okoni, z czego dwóch nie udało wytargać na lód. Jeden porwał żyłkę, drugi połamał haczyk w mormyszce 🙂 Po ustaniu brań przeniosłem się w drugą dziurę. Sytuacja podobna. Raz za razem brania fajnych okoni. Po wyciagnięciu ponad dziesieciu okoni brania ustały. Dotarcie do trzeciej dziury nie przyniosło efektu. Okonie odeszły, albo przestały brać. U Macieja i Leonarda było podobnie, ale brania nie były tak intensywne jak z tych „moich” dwóch pierwszych przerębli. Tego dnia udało się jeszcze trafić na fajne okonie, ale były to pojedyncze egzemplarze. Trzeba było dużo chodzić i szukać.
Drugiego dnia postanowiliśmy wyruszyć skoro świt w te same miejsce, co obfitowało w te liczne brania dnia poprzedniego. Byliśmy na lodzie tak wcześnie, że „łysy” nie zdążył jeszcze zejść z nieba. Jednak w tym dniu okonie nie żerowały. Trafiały się, ale małe i sporadycznie większe pasiaki.
Koło godziny jedenastej padł pomysł, aby podjechać na inne pobliskie jeziorko i tak zrobiliśmy. Jednak na brak żerowania okonia nie pomogła nawet zmiana łowiska. Mimo to pierwszy dzień wyprawy w zupełności wynagrodził niepowodzenia dnia drugiego.
Druga wyprawa miała miejsce 7, 8 stycznia. Również dwudniowa na te same jeziorko. Pojechaliśmy we czwórkę. Maciej, Siwy, Piotrek i ja. Rozochoceni wynikami z pierwszej wyprawy jechaliśmy pełni optymizmu i wiary. Szukanie okoni w liczebniejszej grupie jest dużo szybsze i czasem przynosi lepsze efekty. Pierwszego dnia sporo się nachodziliśmy jednak nie udało się trafić na aktywnie żerujące stado. Brał głównie drobny okoń z nielicznymi przyłowami większych „bobasków”. Po południu zrobiliśmy na wyspie ognisko. Nie ma nic lepszego, niż gorąca kiełbaska w zimowej aurze. Dzień zmierzał powoli ku końcowi. Schodząc z lodu postanowiliśmy z chłopakami odwiedzić jeszcze podwodna górkę. Każdy wywiercił po dwa otworki. No i jakie było miłe zaskoczenie. Pierwsze wpuszczenie „bam” ostre branie, zacinam i coś siedzi. Ryba robi mocne odjazdy. Na pierwszą myśl przychodzi mi do głowy, że na końcu zestawu jest szczupak. Ryba robi mocny odjazd i staje. Ja próbuję luzować żyłkę i inne magiczne sztuczki, jednak nie dam rady podnieść ryby do góry. Pewnie ryba weszła w zaczep - myślę sobie. W takiej sytuacji postanowiłem poczekać. Po chwili czuje znowu pulsowanie na wędce. Ryba wyszła z ziela. Po chwili już leżała na lodzie. Okazał się nim spory - prawie pół kilowy okoń. Wyciągając tego okonia zruszyłem przydenne ziele i podniósł się z dna muł. To prawdopodobnie spowodowało aktywne żerowanie okoni. Udało się z dwóch dziur wyciągnąć ponad dziesięć fajnych okoni. Jak się potem okazało moje dziury były na szczycie górki i tam były najlepsze brania. Chłopaki kręcili dookoła, jednak trafiły się im pojedyncze sztuki. Tym razem dwa ostatnie przeręble okazały się szczęśliwe.
Kolejną wyprawą podlodową była wyprawa do naszej Bazy w Węgorzewie. Tradycyjnie dwudniowa. Pojechaliśmy tym razem we trójkę. Maciek, Siwy i ja. Warunki do łowienia były dosyć trudne. Był silny wiatr i duża warstwa śniegu na lodzie. Taka sytuacja utrudnia przemieszczanie się po dużym jeziorze jakim są Święcajty. Szukaliśmy okoni na spadach, podwodnych górkach. Trafiały się bardzo duże ilości okoni. Jednak były to okonki, a nie okonie. Pierwszego dnia udało się złowić jedynie kilka okoni przekraczających rozmiar dwadzieścia centymetrów. Drugiego dnia wyniki były podobne, nie udało się trafić na żerowanie większego okonia. Jednak słoneczna pogoda powodowała, że bardzo miło się łowiło i poznaliśmy, kilka nowych fajnych miejsc.
Kolejną wyprawą na podlodowe okonie były Podlodowe Mistrzostwa Koła 2013 „Skish”, które odbyły się na jeziorze Boksze. Relacja z tej wyprawy wkrótce zostanie opisana w kilku słowach przez kolegę Kireja w kolejnym artykule.