No cóż, wielkimi krokami nadchodzi koniec 2012-tego roku, za dwa dni walne SKISH’a więc pozwolę wystukać kilka zdań sumujących z naciskiem na jedno, chyba najważniejsze wydarzenie w życiu naszego koła. (Kamil rozgrzewa mój telefon do czerwoności pytając „kiedy” się zmuszę-no to poroszę.)
W tym roku staliśmy się szczęśliwymi użytkownikami wspaniałej bazy nad jeziorem Święcajty. Ci, którzy tam byli - wiedzą, Ci, którym to umknęło niech się na chwilę wczytają, choć to tylko słowa, ale może potem, gdy zamkną oczy poczują magię tego miejsca.
Do bazy wędkarskiej AKW SKISH przyjechałem 21 lipca, taki wypadł mi termin. Zmieniałem na posterunku Marcinka „Trolla”. Wcześniej urzędowali tam Jimi i Maciek. Chłopaki postarali się na medal. Baza, nazywana przez Janka Stawińskiego, którego Trollik mianował honorowym i dożywotnim Skishowcem zwalniając go z płacenia składek – Przylądkiem Horn okazała się miejscem magicznym.
Sobotni wieczór minął na „przybijaniu piątek”, przekazywaniu wskazówek przez Trolla „gdzie biorą”, brudziach i szukaniu wody gazowanej… w niedzielę z rana.
Plany porannych łowów w oparach mgły spaliły na panewce. Pogoda nadawała się jedynie do udania się do pobliskiego sklepiku, w którym można nabyć „artykuły pierwszej pomocy”. Niestety zabierając ze sobą córę, której zaszczepiłem nasze hobby zostałem zmuszony do zwiedzania pomostu. Trollik wyposażył (chyba przez sen i na moją zgubę) młodą w bata, a ja posłusznie pomaszerowałem z nią nad wodę, gdzie juniorka, wypoczęta czemuś oddała się łowieniu rybek.
Kąpiel w jeziorze i żona wołająca –kiedy zrobisz śniadanie (bez magicznego – kochanie) spowodowała u mnie totalne przebudzenie. Czy ja jestem na urlopie? - pomyślałem
i poszedłem rąbać stare deski na wieczorne ognisko.
W poniedziałek rankiem uściskałem Tollika i zostałem z moimi dwoma kobietami, młodsza była mniej żądająca i większość czasu spędzała na uczeniu mnie, że na lądzie człowiek jedynie je i sypia, a resztę czasu można spędzać w wodzie. Tym bardziej, że temperatura powietrza oscylowała w okolicach 30 stopni w cieniu, a o miłym zefirku można było zapomnieć. Ta starsza, żona, na pomysł wypłynięcia łódką ze spinningiem zadawała ciągle jedno pytanie – po co?, nie możesz raz w życiu ze mną posiedzieć. Czasami udawało mi się wieczorkiem na wiosełkach wypłynąć na pobliski blacik i łowić okonki, które żerowały jak w amoku. Może nie powalały rozmiarami, ale złowienie parędziesięciu sztuk nie było problemem. Oddawałem się więc zmywaniu podłogi, znoszeniu gałęzi i rozmowach z Jankiem i jego kolegą ze studiów Jarkiem o sporcie, żonach i wolności….i tak minął mi tydzień. W piątek zawitali do bazy Maciek z Arturem (niestety Artur tylko na jedną noc) i moja teściowa ….po dziewczyny.
W sobotę władzę nad bazą przejął Kamil i w mojej głowie zaświtał sprytny plan. Dziewczyny do domu, ja mam jeszcze troszkę wolnego więc już bez balastu może wreszcie w miłym gronie ciut połowię. Klnąc się, że będę tęsknił, dzwonił i każdego wieczora myślał dostałem zgodę.
I te cztery dni były prawdziwym wędkarskim wypoczynkiem.
W niedzielę natura obdarowała nas niesamowitym zjawiskiem – białym szkwałem, który totalnie przemieszał wody jeziora, powalił dwa drzewa i rozprawił się z papą na dachu przy hangarze, nie powodując większych strat. Spowodowało to nadaktywność drapieżników.
Przez te parę dni, bez względu na porę dnia każdy z nas łowił i łowił i łowił. Okonie brały jak oszalałe. Wypływaliśmy 50 m od pomostu - wystarczało. Na śródjeziorrnych górkach łowiąc z opadu na gumki łowiliśmy bardzo waleczne szczupaki, może nie powalały rozmiarami, choć większość miała ponad wymiar, to każdy z naszej trójki był zadowolony.
Wieczorkiem zajadając się świeżą rybką wpatrując się w gładką taflę jeziora pod wiatą snuliśmy plany na kolejny dzień i …doprowadzeniem prądu do wiaty.
Niestety te cztery dni minęły bardzo szybko i czas było wracać…szkoda bo czuliśmy, że spotkanie z metrowcem na tym jeziorku nie musi być sennym marzeniem.
Na koniec troszkę informacji o jez. Święcajty z Wikipedii
„…jezioro Święcajty – położone na południe od Węgorzewa (województwo warmińsko-mazurskie, powiat węgorzewski, gmina Węgorzewo). Jezioro znajduje się w Krainie Wielkich Jezior Mazurskich na wysokości 116,2 m n.p.m.
Jezioro nie jest samodzielnym zbiornikiem wodnym, tylko elementem kompleksu jezior znanego pod wspólną nazwą Mamry. Jezioro (wschodnia odnoga Mamr Północnych) jest wydłużone równoleżnikowo, ujściowy odcinek Sapiny łączy jezioro Święcajty z jeziorem Stręgiel.
Jezioro ma wydłużony kształt, 5,52 km długości i 2,31 km szerokości w najszerszym miejscu, długość linii brzegowej 18,9 km, powierzchnia wynosi 869,4 ha. Linie brzegową jeziora urozmaicają dwie zatoki – Paluszek (na północnym zachodzie) i Zatoka Kalska (na zachodzie). Na jeziorze znajdują się dwie wyspy – Wyspa Tartaczna w północno-wschodniej części jeziora to niewielka kępa, która jest otoczona trzcinami i większa Wyspa Kocia w części zachodniej. Jezioro w najgłębszym miejscu ma 28 metrów. Jego średnia głębokość to 8,7 m.
Jezioro Święcajty (inaczej Święte) swoją nazwę zawdzięcza słowu "święta", co w języku staropruskim oznaczało toń.
Nazwę Święcajty wprowadzono urzędowo w 1949 roku, zastępując poprzednią niemiecką nazwę jeziora – Schwenzait-See…”