Wyprawa Akademickiego Koła Wędkarskiego „Skish” działającego przy Wydziale Prawa Uniwersytetu w Białymstoku do serca południowoamerykańskiej dżungli, krainy Indian i poszukiwaczy złota, czyli wędkowanie w Wenezueli na Rio Paragua – najlepszym łowisku payary na świecie (Uraima Falls).
29.01-09.02.2011 r.
Codzienne i całodzienne wędkowanie, czyli najprzyjemniejsza rutyna. Wędkowanie skuteczne, bo payary współpracowały wyśmienicie.
Na łodzi team Rafał i Karol oraz przewodnik vel „Senior”. Mieliśmy trzy łodzie z przewodnikami, więc warunki wędkowania komfortowe.
Kolejny z ciekawszych widoków. W dole oczywiście Rio Paragua (to niebieskie).
W znakomitej większości rybki po dzielnej walce wracały do wody. W tle przewodnik Goyo.
Główna bohaterka wyprawy – Payara. Równie subtelna jak przynęta (18/22cm Rapala Magnum).
Te zęby są prawdziwe.
Niesamowita liczba brań i holów. Stwierdzenie, że dziennie wyjmowaliśmy ponad 10 ryb na osobę z pewnością nie jest przesadą (zazwyczaj mieliśmy ich zdecydowanie więcej).
Królowie dżungli.
W dżungli było za ciemno na zdjęcia i za gorąco nawet na oddychające koszule. Standardowe wyposażenie: 2 Indian, maczeta i strzelba (ewentualnie duży kapelusz od słońca 😉
To jest dopiero kabina prysznicowa.
Niedostrzegalny mistrz kamuflażu (w białych slipkach mniej więcej w centrum ujścia) – zaprzyjaźniony wódz indiańskiej wioski.
Aimara, ze wzglądu na bardzo smaczne mięso zwana przez Indian rybę wołowiną. Dla urozmaicenia spróbowaliśmy również połowów gruntowych na tzw. mięsko.
Aimara – ok. 6 kg. W tle szczęśliwy łowca już wypatruje kolejnego brania.
Jadły nam z ręki…
Kolacyjka (no prawie) – payara w liściach bananowca popita cuba libre smakowała wyśmienicie.
Andrzej to ma rękę do dużych sztuk – ponad 7 i ponad 9 kg. Oczywiście payary.
Czasami strach było pływać w rzece… Ryb było tak dużo, że łapaliśmy je nawet rękoma na plaży.
Potem zabieraliśmy je na kolacje.
Duży facet – duża ryba.
Leszek prosto z Pucharu Świata w Skokach Narciarskich Zakopane 2011 (tylko biało-czerwony szalik i kurtkę zrzucił po przylocie).
Payary są niezwykle silne. Potrafiły ponieść niedoświadczonego jeźdźca.
Miejscowe pychówki – wersja mini. W stałym użyciu stanowiły podstawowy środek lokomocji.
Port, Vlad i straż pożarna – wszystko w mieście poszukiwaczy złota La Paragua.
Pavon, tzn. Rafał z pavonem.
Bardzo kolorowa rybka dorastająca do 10 kg. Szczęście nam nie dopisało i nie udało nam się nawet zbliżyć do takiego wyniku.
W drodze na łowisko – przed wyjazdem wydawało się, że wodospady są problemem dla łódek. Na miejscu okazało się, że niekoniecznie – tylko te powyżej 2 metrów są w stanie powstrzymać Indian. Podróż z obozu na Uraima Falls trwała ok. 3 minut.
Niepozorny brzeg, a tak naprawdę nasza plaża. Przy 28 stopniach w dzień i 26 w nocy warto się ochłodzić w dopływie Orinoko. Za pierwszymi drzewami nasz obóz (niewidoczny).
Ale nabrał! To pewnie przez multiplikator.
Uczestnicy w komplecie. Od prawej: Rafał, Karol, Andrzej, Lonek, Leszek i Maciek.
Logo autorstwa Siwego. Korzystając z okazji – jeszcze raz dzięki za projekt.
A gdyby kilka payarek do Siemianówki…
Obóz – sypialnia. Warunki idealne.
W tle jadalnia. Zajęta na przygotowanie wędek.
Nasi i Indianie.
Potrafi wyskoczyć i strzelić ząbkami.
Miejscowa pychówka – wersja maxi – 17 osób plus małpa. Indianie płyną do nas w odwiedziny (oczywiście z odrobiną rękodzieła).
Uruchomiliśmy szkółkę wędkarską AKW SKISH.
Uraima Falls w całej okazałości. Za wodospadem było niewiele osób (jeszcze mniej wróciło). Tego wodospadu nie daliśmy rady pokonać łodzią.
Widok po przebudzeniu (południowa sjesta) – plaża i Rio Paragua.
Ugięcie wędki wskazuje na payarę. Brały również w samej kipieli.
Potrafią skakać naprawdę wysoko.
Ponad 7 kilogramowa payara. Woda była tak zimna, że przed kąpielą trzeba się było cieplej ubrać 😉
Czasami potrzebujesz tylko maczety. Spróbowaliśmy również tego rodzaju nocnego wędkowania.